Lubię zaczynać swoją opowieść od wczesnego rana. Jest wówczas dużo czasu abym mógł przestać być zauważany. W tym przypadku zadanie ułatwili mi sami Narzeczeni, którzy byli bardzo otwarci i swobodni. Kiedy przyszła makijażystka, piliśmy już drugą kawę i rozmawialiśmy o tym, jak się poznali. To są momenty, kiedy bez presji czasu, mogę „polować” na naturalne i niewymuszone kadry, które potem wzbogacają narrację.
Po ceremonii w bardzo malowniczym, małym drewnianym kościele, skończył się spokój, bowiem parkiet zawłaszczyli goście weselni, którym nie brakowało energii do zabawy. I tak było do końca wesela.